Znajomy Józefa K. Znajomy Józefa K.
504
BLOG

Wielka Brytania niekompetencją stoi!!

Znajomy Józefa K. Znajomy Józefa K. Społeczeństwo Obserwuj notkę 2

Kokosiński postanowił nabyć zupełnie nowy, amerykański samochód z brytyjskiego salonu samochodowego. I zaczęły się jaja. Choć pozornie, jak się domyślamy, nic nie zapowiadało falstartu.

A zaczęło się tak: artystycznie niedogolony 23-letni sprzedawca objaśnił Kokosińskiemu, ze szczegółami, rozmaite opcje zakupu samosuwa.

Kokosiński wahał się pomiędzy zakupem za pomocą gotówki a miesięcznymi ratami na całość.

Przeciwko gotówce przemawiał jeden argument: nowe samochody bardzo szybko tracą na wartości i przy najlepszych nawet wiatrach, za trzy lata, nowy wóz warty byłby, co najwyżej, 40 procent oryginalnej wartości.

Wraz z ratami, natomiast, połączone były rozmaite gifty finansowe, prezenty dla klienta i cenne opłaty drogowe wniesione w jego imieniu, ale już na koszt salonu samochodowego. Kokosiński, uporawszy się z gadatliwością i entuzjazmem sprzedawcy, wrócił do chałupy i przedyskutował rzecz całą ze swoją dziewczyną.

I postanowili pójść w raty.

I wtedy narodziła się kwestia.

Kokosiński posiadał świetną historię kredytową, ale miał pewien feler: otóż, cztery tygodnie wcześniej zmienił pracę na lepszą. A wiadomo przecież powszechnie, że, w tak cudnych okolicznościach przyrody, żaden, nawet najbardziej kochany bank na Ziemi, nie udzieli nowicjuszowi kredytu.

Dziewczyna Kokosińskiego była w lepszej sytuacji - pracowała w tej samej firmie od dziewięciu lat i też miała świetną historię kredytową. Koniec końców, uradzono, że samochód zostanie wzięty na raty na dziewczynę a spłacany będzie, równo a solidarnie, przez Kokosińskiego.

Natomiast Kokosiński będzie głównym a jedynym kierowcą – jego dziewczyna nie miała, bowiem, prawa jazdy.

I tu padło istotne pytanie w kierunku sprzedawców samochodów: 23-letniego sprzedawcy i jego, bardziej posuniętego w latach, managera. Czy fakt, że nominalny właściciel samochodu nie ma prawa jazdy, będzie problemem przy uzyskaniu ubezpieczenia na samochód? 23-letni sprzedawca i jego, bardziej posunięty w latach, manager odpowiedzieli na zadane pytanie grupowo a gromko: nie będzie!

Zapaliły się zielone światła i sprawa ruszyła z kopyta. Kokosiński i jego dziewczyna wpłacili suty depozyt w funtach a kwity na pożyczkę samochodową zostały uroczyście podpisane. I określono nawet datę odbioru auta, o którą wnioskował Kokosiński.

Pozostawało czekać.

Czekanie trwało - ale w międzyczasie pojawiły się schody.

Zaczęło się od drobiazgów, poprzedzających podpisanie kwitów.

Kokosiński poprosił 23-letniego sprzedawcę o przesłanie mailem specyfikacji samochodu. Maile, choć ponoć wysyłane, nie trafiały na skrzynkę Kokosińskiego.

Nastąpiła długa i regularna wymiana telefonów pomiędzy kupującym a sprzedawcą.

A skutecznie pobudzona do działania ekipa działu IT salonu samochodowego rzuciła się gorączkowo do roboty, żeby łatać firmowe serwery.

W wyniku zbiorowego wysiłku pracowników salonu mail w końcu dotarł do Kokosińskiego – tyle, że przesłana specyfikacja tyczyła zupełnie innego modelu samochodu. Zupełnie innego niż ten, którym zainteresowany był Kokosiński…

Konieczny był kolejny zbiorowy wysiłek, żeby wysłać kolejny mail do klienta.

A potem były już zbiorowe jaja.

Kokosiński otrzymał informacje dotyczące tymczasowego ubezpieczenia samochodu, które pozwala nowemu właścicielowi wyjechać autem z salonu, zanim otrzyma regularną polisę. Ale nie otrzymał informacje, KIEDY to ubezpieczenie ma zostać aktywowane; co miało potem znaczenie kluczowe. W międzyczasie, natomiast, otrzymał mailową prośbę o przesłanie dodatkowych „payslipów” swojej dziewczyny, w celu domknięcia umowy sprzedaży na raty - choć, kilka dni wcześniej powiedziano mu, że wszystko gra i żadnych kwitów nie musi już dostarczać.

Kokosińki wysłał kopie „payslipów” dziewczyny na wskazany adres mailowy – jednak, nikt z salonu samochodowego, nie pofatygował się z potwierdzeniem, że kredyt został przyznany.

Nadszedł dzień odbioru auta – określony i uzgodniony przez Kokosińskiego dwa tygodnie wcześniej. Nikt z salonu nie potwierdził daty – uparty Kokosiński zadzwonił jednak do 23-letniego sprzedawcy.

I tu objawiono mu wesołą prawdę – samochód nie jest jeszcze gotowy do odbioru.

Ale będzie w poniedziałek.

Kokosińki, lekko wpieniony, przypomniał sprzedawcy, że nie jest w stanie odebrać samosuwa w ciągu tygodnia, ponieważ ciężko a długo pracuje. I dlatego, uprzednio i wielokrotnie, prosił o weekendową datę odbioru. Sprzedawca wysłuchał spokojnie uwag a potem, jak gdyby nigdy nic, poprosił o wpłatę sutego depozytu a konto nabycia samochodu nim samochód będzie gotowy do odbioru.

I tu Kokosińskiego równo zatkało. Depozyt wpłacił, bowiem, wespół ze swoją dziewczyną, tydzień wcześniej, w momencie podpisywania kwitów na kredyt, w towarzystwie posuniętego w latach managera…

A potem przyszło najlepsze.

Kokosiński próbował aktywować tymczasową polisę ubezpieczeniową, umożliwiającą mu wyjazd nowym autem z salonu. A facet od ubezpieczeń, po drugiej stronie słuchawki, objaśnił go uprzejmie, że nie jest w stanie wydać żadnej polisy, bo zarejestrowany właściciel samochodu, (czyli dziewczyna Kokosińkiego) nie posiada prawa jazdy.

Zdesperowany Kokosiński potwierdził tą smutną informację u innego jeszcze ubezpieczyciela. Choć pracownicy salony zgodnie twierdzili, że nie stanowi to żadnego problemu!!

Kokosiński uznał, że czas najwyższy porządnie się wpienić. Pognał do salonu sprzedaży, nawrzucał ostro a głośno pracownikom i urządził im z zadowolonych dup jesień średniowiecza. I zażądał zwrotu wpłaconej kasy. Co potulnie nastąpiło.

Oczywista niekompetencja angielskich pracowników salony samochodowego nie podlega dyskusji. Ale jest jeszcze jeden szczegół, którego nie ujawniono w całej tej historii. A jest to szczegół metaforyczny i metafizyczny.

Otóż umowę kupna-sprzedaży samochodu podpisano 13 grudnia. A samochód stał sobie, czekając odbioru, na miejscu parkingowym numer 13…

Zwykła niekompetencja, zatem, czy regularny przesąd wiecznie żywy…?

PS

To nie był pierwszy raz, gdy Kokosiński naciął się na niekompetencję wyspiarskich urzędników i biznesmanów. Absurdalne doświadczenia Kokosińskiego dotyczyły już kiedyś brytyjskiego sądu pracy, brytyjskiej agencji wynajmu nieruchomości oraz niektórych pracodawców (co jest opisane w odnośnych notkach rozsianych w sieci, m.in. teksty: „Sprawiedliwość po brytyjsku” i „Jak zniechęcić pracownika i pracodawcę”).

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo